Boczna uliczka



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  Zaloguj  

Share
 

 Boczna uliczka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Wolfgang
Wolfgang
Lord

Liczba postów : 18
Join date : 30/11/2016

Boczna uliczka Empty
PisanieTemat: Boczna uliczka   Boczna uliczka EmptySob Gru 03, 2016 2:47 pm

Skąpana w cieniu, idealna do jakichkolwiek nielegalnych handli czy też do przeprowadzania rozmów na tematy, które niekoniecznie wypada poruszać w karczmie przy piwie, nawet jeśli dookoła zgiełk. Ale przecież to nie jest jedyna funkcja tego miejsca. To tutaj przyjeżdżają wozy z dostawą beczek piwa do karczmy, z jedzeniem i innymi przedmiotami. Także tutaj śpią bezdomni lub żebracy, którzy w nocy liczą na łaskę karczemnych kucharzy, czasami kręci się tutaj jakaś kurtyzana. Wypada być jednak ostrożnym - nigdy nie wiesz kto lub co na Ciebie tutaj czyha.
Powrót do góry Go down
Wolfgang
Wolfgang
Lord

Liczba postów : 18
Join date : 30/11/2016

Boczna uliczka Empty
PisanieTemat: Re: Boczna uliczka   Boczna uliczka EmptySob Gru 03, 2016 6:57 pm

Była to jedna z tych zimniejszych nocy. Nie występowały opady, za to wiatr dawał się naprawdę we znaki, swoim chłodnym powiewem przyprawiając o gęsią skórkę tych nieco skąpiej ubranych. Idealna noc na oglądanie gwiazd, żadnej chmurki, nawet takiej najmniejszej, chociaż jak to bywa z pogodą wiosenną - nikt nigdy nie wiedział kiedy miała nastąpić nagła, nieprzewidziana zmiana. Uliczkę oświetlało jedynie światło księżyca, które z powodu budynków otaczających wspomniane miejsce, nie miało zbyt dużego dostępu. Było cholernie ciemno, to już wystarczyło aby większość osób trzeźwo myślących omijała uliczkę szerokim łukiem. A jednak były osoby otwarcie rzucające wyzwanie temu niesławnemu przejściu. Szukali guza? Chcieli stracić życie czy może planowali wykonać jakąś nielegalną transakcję? Czemu nie wszystko naraz? Wolf przychodził tutaj już tyle razy, że nieważne jak bardzo odstraszająco by to miejsce nie wyglądało i tak nie bałby się przestąpić tej "granicy", która oddzielała bezpieczny świat od tego, gdzie nigdy nie możesz być pewien co za chwilę się stanie. Uwielbiał ten drobny dreszczyk emocji. Czy spotka tę osobę, z którą się tutaj umówił, jak zawsze? Czy tym razem naśle ona na niego jakiegoś zabójcę? Ryzyko. Wszystko jest ryzykowne, każde działanie przez nas podjęte, w końcu nie jesteśmy wszechwiedzący, nie znamy przyszłych skutków - tych, które nastąpią zaraz po chwili jak i tych, które będą na nas czekać w dalekiej przyszłości. Uśmiechnął się pod nosem, rozpoznając w szczątkowym świetle znany mu cień. Bardzo dobrze. Poprawił płaszcz, który zarzucił na siebie wychodząc z domu i ruszył na spotkanie. Jego towarzysz był niskim grubaskiem o białej czuprynie. Chociaż, słowo czupryna jest tutaj mocno nie na miejscu. Na jego głowie pozostały już tylko szczątkowe kupki włosów - niestety starość nie jest łaskawa, tak samo jak łysienie i zakola. Za to jakie miał dumne wąsiska! Tutaj Wolf musiał przyznać, było co podziwiać - od razu wiedziało się, że rozmawia się z prawdziwym sarmatą, a nie byle opijusem z jakiejś knajpy. Prawdą jednak było, że niezły był z niego pijak, trafniej mówiąc alkoholik. Przychodził podchmielony na obrady i się dziwi, że wylano go z posady sekretarza. Smutne. Pokręcił głową, odganiając te myśli. Wypada się skupić. Czarujący uśmiech raz i zaczynamy!
- Francis! Mój ty stary przyjacielu! Co tam wspaniałego u Ciebie w wielkim świecie słychać? - uścisnął jego rękę w powitalnym geście. Wiadomym było od zawsze - większa tusza to również zwiększona potliwość, w końcu większa masa ciała, tkanka tłuszczowa zapewniająca ciepło, ale jakoś fakt, że dłoń jego wspólnika była dosyć, a nawet bardzo, spocona, a zważywszy na warunki pogodowe jak i na to, że nie przypominał sobie żeby wcześniej coś takiego miało miejsce, nieco go niepokoił. Boisz się, Francis? Tylko czego? Brew powędrowała nieco do góry. Zapowiadała się dosyć ciężka rozmowa.
- Uciszże się! Chcesz żeby ktoś nas podsłuchał?! - sapnął grubas, ściskając jego dłoń i rozglądając się swoimi małymi, świńskimi oczkami. Wolf musiał przyznać, że nienawidził jego oczu. Były rozbiegane, przepełnione strachem. Słabe. Brzydził się słabości i strachu, natomiast słowa towarzysza skomentował parsknięciem.
- Ale Francis... - powiedział chłodno i przerwał na moment, wzdychając ciężko - Czy myślisz, że ktoś zaraz wyskoczy z drzwi prowadzących do karczmy i zakuje Cię w kajdany? Nie, karczmarz dostał drobny upominek i dokładnie przypilnuje żeby nikt z jego strony nam nie przeszkadzał. Dobrze też wiesz jakie są plotki na temat tej uliczki. Ostatnie głośne morderstwo coś Ci mówi? Tak było tutaj. Przestań być śmieszny albo gadaj o co tak naprawdę chodzi.
Był znudzony. Szczerze miał ochotę po prostu sobie stąd pójść, bo jaki był sens w prowadzeniu dalszej rozmowy z trzęsącą się jak osika świnią? Dokładnie tak go właśnie widział i w sumie się za bardzo nie mylił. Trząsł się, nie był pewny czy z zimna czy z nerwów, a świnią był i zawsze dla niego będzie. Ciekawe kiedy w końcu ktoś poderżnie Ci gardło i nabije Cię na rożen, świnko. Gruby mężczyzna, prawdopodobnie, domyślając się, że lord traci już powoli cierpliwość, zaczął przepraszać, jąkliwie dukając, że się boi, że za dużo osób nagle się kręci dookoła niego. Może to wina tego, że jesteś durnym grubasem, Francis? Nie domyślają się - to ty pokazujesz im, że coś jest na rzeczy. Wolf sapnął, przeczesując dłonią włosy. Jego "przyjaciel" dalej kontynuował monolog, ale w chwili gdy uniósł dłoń dając mu wyraźnie do zrozumienia, żeby przestał się pogrążać, od razu zamilknął jak skarcone dziecko, patrząc w dół na swoje buty.
- Albo bierzesz się w garść, albo twoje najgorsze koszmary staną się prawdą, ale nie zabije Cię jeden z tych "podejrzliwych" szlachciców, tylko ja. Sam. Tymi rękoma. - mówił powoli i spokojnie, wyraźnie artykułując każde słowo tak aby ten drugi go zrozumiał. Cóż, miał nadzieję, że go zrozumie, w końcu tak zależało mu na jego marnym życiu. - Będę wbijał w Ciebie miecz raz, za razem, patrząc jak wypływa z Ciebie posoka i ucieka życie. Chcesz tego? Oczywiście, że tego nie chcesz, kapuściany łbie. Więc przestańże zachowywać się jak baba i gdy grzecznie proszę Cię, o rozpoznanie i przekazywanie informacji, to to grzecznie rób. Nie chce mi się słuchać Twojego biadolenia i osobistych przemyśleń jak bardzo jest to wszystko niebezpieczne. Myślisz, że nie wiem? Z resztą, to ty do mnie przyszedłeś z pomysłem obalenia władzy cesarskiej, wyjątkowo oburzony, ale zmotywowany, Francis, zmotywowany. Byłeś gotowy do działania, wtedy wiedziałeś że stawiasz na szali swoją głowę. Czemu teraz nagle masz jakieś wątpliwości? Siedzimy w tym razem i jesteśmy tak samo zagrożeni.
- Prze... Przepraszam... Ja... Ja się postaram! - wyjąkał grubas, ku uciesze Wolfa, zacznie śmielej. Jeszcze głęboko odetchnął, chyba raczej sapnął, i wyprostował się. W końcu w tych zapitych ślepiach zauważył coś innego niż strach - długo oczekiwane zdecydowanie i motywację. Brawo świnko.
- Mam nadzieję Francis, że przy następnym spotkaniu dowiem się czegoś ciekawszego niż tego jak bardzo robisz w spodnie z powodu takich dyrdymałów. Chcę skończyć ten cały cyrk tak samo jak ty, może nawet bardziej. - szepnął, tak jakby teraz to on bał się bycia podsłuchanym. Oczywiście, że się nie boję, ale nie wypada mówić o takich rzeczach głośno. Teraz już naprawdę miał dość tej rozmowy, była kompletnie bez celu skoro ten nie miał nic do przekazania. Tylko zmarnowałem na niego czas. - A teraz zejdź mi z oczu. Idź najlepiej szukać jakichś przydatnych informacji. Póki ich nie znajdziesz, nawet się nie waż słać do mnie listu z prośbą o spotkanie.
Nie musiał powtarzać dwa razy. Staruch skłonił się w pas i, ku zaskoczeniu Wolfa, przemknął uliczką szybciej niż wydawałoby się to możliwe przy takiej tuszy. Widać wolał się nauczyć uciekać niż myśleć. Pokręcił z politowaniem głową, opierając się plecami o mur. Głośne, zmęczone westchnienie wymknęło się z jego ust. Tak jak przypuszczał, ta rozmowa była dosyć męcząca. Jeśli dalsze spotkania też mają tak wyglądać, osiwieję szybciej niż myślałem.
Powrót do góry Go down
Elyse
Elyse
Oficer

Liczba postów : 6
Join date : 30/11/2016

Boczna uliczka Empty
PisanieTemat: Re: Boczna uliczka   Boczna uliczka EmptyPon Gru 05, 2016 12:07 am

Wiedziała, że chęć wyłudzenia konkretnych informacji potrafiła być naprawdę... zgubna. Że działanie pod przykrywką, udawanie, kłamanie, odgrywanie ustalonej roli tylko po to, by dowiedzieć się jakichś pikantnych szczegółów bezpośrednio wiąże się z narażaniem własnego życia, a już na pewno wymaga poświęcenia samego siebie. Wiedziała to doskonale, kiedy zrzucała z siebie mundur i przywdziewała czarne koronki, satynową halkę i wiązała mocno gorset. Wiedziała na co się pisze, gdy stopy znalazły się w pantofelkach, a szyja i ramiona zostały skropione słodkim zapachem lawendy. Dlaczego więc teraz, stojąc w oknie jednego z karczemnych pokoi, miała wrażenie, że tym razem wpakowała się w naprawdę konkretne gówno?
Wcale nie jest tak wysoko.
Nie.
Nic mi się nie stanie, jak skoczę z okna.
Nie wolno.
Ktoś inny na pewno wie więcej.
Masz zostać.
Ale...
Musisz dowiedzieć się więcej.
- Aaaa więęęc? Naa czyym stanęęęliiśmyyy? - Ewidentnie podchmielony głos rozbrzmiał za nią, a ciężkie kroki stawiane w jej kierunku tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że jej dzisiejszy "kąsek" zdołał uregulować zapłatę za pokój u karczmarza i przyszedł, by wreszcie dobrać się do czarującej go sarenki. Przełykając głośno ślinę, obróciła się do niego, ze słodkim uśmiechem wymalowanym na malinowych ustach. W jego oczach widać było żądzę, żądzę tym większą, że przecież adorowała go pół wieczoru, więc na pewno miała na niego ochotę, a on... on planował dać jej wszystko, biorąc od niej tyle samo. Stanął przed nią, a jego wielka dłoń znalazła się przy jej twarzy. Kiedy się nachylił, cuchnący oddech osiadł na jej policzkach.
Jeszcze zdążę ucie-...
Nie.
- Mmmm, kruszynko... - Z niezadowoleniem przyjął fakt, że odwróciła głowę, gdy chciał zbliżyć do jej lica swoje usta. - Dlaczego teraz zgrywasz niedostępną?
Z trudem stłumiła chęć skrzywienia nienagannie dobranej mimiki. Wyminęła go zgrabnie, odklejając plecy od zimnej szyby i przysiadła na skraju łóżka. Skrzypnęło, co zwróciło jego uwagę, a ona w odpowiedzi poklepała miejsce obok siebie i sięgnęła ręką do szafki, na której stały dwa kielichy. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Firmowy uśmiech, zalotne trzepotanie rzęsami. Wdech. Wydech.
- Już nie musimy się spieszyć. - Przejechała po nim wzrokiem, mierząc go od góry do dołu. Był jednym z buntowników i chętnie wdawał się w bójki, było to po nim od razu widać. Umięśniona sylwetka, liczne blizny... mały móżdżek. Nim do niej podszedł minęła długa chwila, a w odczuciu Elyse - całe lata. Krok miał jeszcze bardziej chwiejny, więc kiedy wreszcie legł na łóżko, aż całe zaskrzypiało. Z niemałą satysfakcją obserwowała, jak działa na niego alkohol, w duchu modląc się jednak o to, by skończyło się tylko na ograniczeniu funkcji ruchowych, a nie na paraliżu wszystkich mięśni, włącznie z językiem. No, a przynajmniej nie tak szybko.
- Te cesarskie kurwy... - zaczął po chwili, a jej oczy aż błysnęły. Przeniosła na niego swoje spojrzenie i wysunęła w jego stronę jeden z kielichów. Podniósł się, po czym uniósł jedną z brwi. - Ten drugi.
Mówiąc to, spojrzał na ten, z którego ona właśnie "upiła łyk". Wywracając oczami zachichotała teatralnie, ale widząc jego nieugiętość... Zadrżała. Trochę jej zaimponował tym, że mimo takiego stanu nietrzeźwości wciąż był ostrożny. Posłusznie zamieniła kielichy, wciąż z tym samym sztucznym uśmiechem na wargach. Zadowolony, upił od razu połowę zawartości i podał jej, najwyraźniej chcąc, by dalej z niego piła. Zrobiła to. Przystawiła usta do szkła i przechyliła je, a następnie przełknęła ślinę. Jeszcze bardziej zadowolony uśmiechnął się - oh, gdyby tylko wiedział, że ledwo zamoczyła w tym winie swoje wargi!
Tu się jego ostrożność kończy.
I zaczyna twoja praca.
- Podobno jestem dobry. - Zaśmiał się głośno, choć krótko. Jego ręka znów znalazła się niebezpiecznie blisko jej ciała, ale teraz już nawet nie dał jej szans na ucieczkę. Ścisnął mocno jej ramię i przyciągnął ją do siebie, tak, że wylądowała na jego klatce piersiowej. Czuła bicie jego serca, tak szybkie, tak zawrotne, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. - Tak dobry, że mam kierować następną akcją.
Teraz to jej serce zabiło mocniej. Nie dając jednak niczego po sobie poznać, przysunęła się do niego jeszcze bliżej, ocierając swoim ciałem o jego. W zasadzie... gdyby nie potrzeba bliskości, na pewno byłoby jej łatwiej. Ba, sam pewnie wykonałby za nią całą czarną robotę. W końcu wystarczyło go tylko upić, by rozwiązać mu język, by zaczął gadać jak nakręcony. Nagle szarpnął nimi i znalazła się pod nim, a on zatopił nos we wgłębieniu jej szyi.
- Wiem, że ci się to podoba. - Jeden mokry pocałunek, drugi. - Że mam władzę.
Będziesz mieć.
Wsunęła rękę w jego włosy, udając westchnięcie. Wiedziała, że nie potrwa to długo, że już w sumie jest na skraju i lada moment poleci z jego ust potok słów, na które czekała i na które harowała cały wieczór, ale z drugiej strony zaczynała powoli tracić cierpliwość. Jak długo jeszcze musiała łechtać jego ego? Co jeśli będzie musiała posunąć się dalej? Prawie ją zemdliło, ale nie był w stanie tego zauważyć, zbyt zajęty obślinianiem jej skóry i mamrotaniem o tym, jaki to on nie jest dobry w tym co robi, jaki silny, waleczny, jak on ich wszystkich wybije. Całe szczęście, że w tym wszystkim odnalazł w sobie moralność i dumę, by jego "partnerka" była gotowa i paplał w czasie tej całej "gry wstępnej", a nie podczas prawdziwego aktu. Czy to źle, że zaczęła się zastanawiać, jak wyglądałby ten akt, skoro TAK wyglądał tylko jego początek? Szybko wyrzuciła te myśli z głowy, oto bowiem jej przyszły niedoszły przeszedł na tematy, które ją interesowały. Od słowa do słowa, od pocałunku do pocałunku, nagle zaczynała być coraz bardziej zadowolona. Z tego co słyszała, rzecz jasna. W pewnym momencie się jednak zamknął i zadarł jej sukienkę, tak brutalnie i tak niespodziewanie, że aż pisnęła. Spojrzała na niego zaskoczona, a on tylko uśmiechnął się zwierzęco, burknął coś o pokazaniu prawdziwej siły i... padł. Elyse jeszcze chwilę leżała jak kłoda, dając sobie chwilę na powrót do rzeczywistości. Potem jak gdyby nigdy nic podniosła się do siadu, poprawiła rozluźniony gorset, przeczesała palcami włosy i spojrzała na słodko śpiącego mięśniaka. Pokręciła głową, wielce rozbawiona. Dalej jarało ją działanie tego specyfiku - trzeba było swoje odczekać, by zaczął działać, ale kiedy już do tego dochodziło, to potrafił uśpić konia w mgnieniu oka. Nagle, bez ostrzeżenia.
Wstając, wygładziła materiał sukienki i podeszła do okna. W zasadzie chciała tylko sprawdzić, gdzie na niebie znajduje się księżyc, ale wtem dostrzegła jakieś poruszenie na dole, w tej ciemnej alejce. Zmrużyła oczy, jakby miało jej to pomóc i sprawić, że nagle zobaczy więcej, jednak nie. Kolejni handlarze? A może jakiś pan przyprowadził sobie panienkę do wydupczenia? Opcji było wiele i każda - no, prawie każda - była dość ciekawa. Każda też nie była jej sprawą, więc po prostu wzruszyła ramionami i postanowiła jak najciszej otworzyć okno, byleby tylko nie spłoszyć tych, którzy tam sobie gruchali. Przez chwilę nawet rozważała, czy nie zejść normalnie, przez karczmę, ale... nie. To było zbyt ryzykowne. Karczmarz wyraźnie widział z kim wchodziła i w jakim celu, a gdyby tak teraz po prostu przeszła przez salę główną, to na pewno wysłałby kogoś na górę w celu zbadania sytuacji.
Nie.
Czas aż za bardzo się nie kalkulował. Niestety. Okno skrzypnęło lekko, ledwie słyszalnie. Pewnie było otwierane częściej, niż ustawa przewiduje, ale to się akurat dobrze złożyło. Elyse ściągnęła z stóp pantofelki, tylko po to, by zaraz, trzymając je w ręce, zakasać fałdy spódnicy i wdrapać się na parapet. Starała się być naprawdę cichutko, dlatego jakie zdziwienie ją ogarnęło, gdy udało jej się usłyszeć męski głos.
Uciszże się! Chcesz żeby ktoś nas podsłuchał?!
Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Oho? Jak na zawołanie, cofnęła się nieco, chcąc pozostać we względnym ukryciu. Ciekawość pobudzona była do tego stopnia, że zastygła w bezruchu, chłonąc wypowiedzi dwóch różnych mężczyzn. Nie widziała kim byli, co robili. Nie potrafiłaby rozpoznać ich na ulicy, ani w większym ani w mniejszym tłumie. Musiała jednak przyznać, że temat ich konwersacji był zaiste... ciekawy. Zwilżyła spierzchnięte od mrozu nocy wargi, łaknąc kolejnych kąsków, jakie mogła wyłapać z ich słów. Długo nie musiała czekać.
Z resztą, to ty do mnie przyszedłeś z pomysłem obalenia władzy cesarskiej, wyjątkowo oburzony, ale zmotywowany, Francis, zmotywowany.
Kącik jej ust drgnął. Oho vol 2? Nie słyszała o żadnym Francisie, niemniej jego pomysł... Mmm. Z chwili na chwilę robiła się coraz bardziej ciekawska. Kim był Francis? Czemu chciał obalić Cesarza? Dlaczego jego rozmówca budził w nim strach i respekt? W pewnym momencie Elyse przyłapała się na tym, że najchętniej zeszłaby do nich i z nimi porozmawiała. Mogłaby tyle wnieść do ich rozmowy! A ile oni mogliby wnieść do jej życia!
O ile by go nie skrócili do dnia dzisiejszego.
Ku swojemu niezadowoleniu odkryła, że głos pana B się ściszył, aż w końcu przestała go słyszeć w ogóle, jak gdyby zaczął mówić szeptem, albo w ogóle zamilkł. Jej obawy potwierdziły się już wkrótce, kiedy ponowne poruszenie zasugerowało, że jeden z nich opuścił uliczkę. Co z drugim? Kto nim był?
Francis, czy to Ty?
Westchnięcie. Głośne, zmęczone. Z całą pewnością nie należące do Francisa. Jego głosik by rozpoznała.
Panie B?
Niepewnie przekroczyła próg okna, po czym ostrożnie przemknęła na skraj zadaszenia, tuż nad miejsce, gdzie stał nieznajomy mężczyzna. Odczekała stosowną chwilę i... odkaszlnęła. Tak najzwyczajniej w świecie, zdradzając swoją obecność. Co teraz zrobi? Wystraszy się? Stanie się przerażoną świnką, jak Francis? Czy zachowa zimną krew i... Jakże była ciekawa. Adrenalina już dawno uderzyła jej do głowy, choć starała się myśleć trzeźwo. Głęboki wdech, głęboki wydech. Całe szczęście, że jej nie widział.
- Fiu, fiu. Cesarz byłby poruszony. - Uśmiechnęła się. Szeroko, promieniście. - I z całą pewnością niepocieszony.
Że jeden z jego odźwiernych spiskuje za plecami.
Bo musiał być blisko niego. Bardzo blisko. Czy to znaczyło, że mogła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Powoli ciekła jej ślinka.
A pomyśleć, że chciała uciekać.
Powrót do góry Go down
Wolfgang
Wolfgang
Lord

Liczba postów : 18
Join date : 30/11/2016

Boczna uliczka Empty
PisanieTemat: Re: Boczna uliczka   Boczna uliczka EmptyPon Gru 05, 2016 8:07 pm

Czy podejrzewał, że ktoś będzie ich podsłuchiwał? O dziwo nie. To było chyba pierwsze jego niedopatrzenie od wielu lat. Pierwsze i to w dodatku takie, które śmiało mogło kosztować go głowę. Słysząc odkaszlnięcie nieco zmroziła mu się krew w żyłach, lecz nie pokazał po sobie zbyt wielkiego strachu. Rozejrzał się. Po lewo - czysto, po prawo to samo. Czyli jest nade mną... Sprytnie. Wiedział, że ma przez to częściową przewagę, w końcu mogła zaatakować z zaskoczenia. Mogła, bo jak mniemał była to kobieta, odkaszlnięcie nie brzmiało groźnie, nisko czy ogólnie "męsko". Kolejną przewagą było, że on jej nie widział, ale czy ona jego też? Zerknął nad siebie - daszek. Czyli on też był tak jakby anonimowy. Tak jakby? Prawdopodobnie słyszała tylko twój głos, a na to jaki ton usłyszała może mieć wpływ wiele czynników. Odbijanie się fal akustycznych od ściany, to skąd podsłuchiwała, nawet ten durny wiatr. Jego dłoń mimo wszystko odruchowo powędrowała na głownię rapiera. Tylko czy tak po prostu ujawniłby swoją obecność, mając na kogoś haka i to nie byle jakiego? Nigdy w życiu, chyba że miałbym jakiś biznes. W jego toku rozumowania brakowało jednej ważnej rzeczy, a mianowicie nie potrafił za bardzo odgadnąć jej pobudek w tym momencie. Żadne z nich nie było w stanie zobaczyć drugiego. To jest plus. Żadne z nich nie było w stanie zobaczyć drugiego. To też minus. Nie wiedział z kim rozmawia. Czy to jakaś losowa kurtyzana, tylko czy marnowałaby ona swój czas na moją osobę, skoro ich czas jest taki "cenny", chyba że to jakiś rodzaj gry wstępnej... Nigdy ich nie zrozumiem, czy losowy przechodzień, nie ryzykowałaby, w końcu nie wie kim jestem, czy może... Francis, ty cholerna świnio. To by wyjaśniało czemu tak szybciutko stąd zwiał, planował to od początku? Czyżby aż tak bardzo go uśpił swoją posturą, swoim "młodzieńczym" buntem przeciwko cesarzowi, swoim strachem i trzęsącymi się kolanami? Trząsłeś się bo bałeś się, że przyjdzie za późno, co? Uśmiechnął się pod nosem, jednak miało być ciekawie. Aby nie pozostawiać jej zbyt długo w ciszy, i domysłach, że być może zasiała w nim ziarenko strachu, odpowiedział jej cichym, niskim śmiechem, przypominającym mruczenie jakiegoś większego kota.
- Cesarz? Mówisz o naszym słodziutkim, kochaniutkim i niewinnym dzieciątku, idealnej marionetce, która tylko czeka na dobrego animatora? - jego głos nie zdradzał nawet odrobiny strachu, jedynie ciekawość, tak jakby zastanawiał się czy rozmówczyni podziela jego zdanie. Pewnie nie. Zapewne jest taka jak wszyscy i całuje ziemię, po której stąpa licząc na to, że rzuci jakimś groszem czy dwoma. Jak bardzo pragnął się mylić. Och proszę, nie zawiedź mnie, bądź chociaż trochę interesująca. Jeśli to była jego ostatnia noc na tym świecie, chciał chociaż zakończyć swój żywot, zaznając ciekawej rozmowy na kilka minut przed tragicznym końcem. - Myślę, że ten kochany szkrab nie do końca uwierzyłby w to co mu powiesz, jeśli masz plan przekazania tej rozmowy. W zasadzie... Ty mnie nie znasz, ja nie znam Ciebie. Nikomu nie udowodnisz, że to zdarzenie miało miejsce, a nie było wyłącznie tworem twojej głowy po jednym, czy dwóch kuflach piwa.
Dłoń cały czas spoczywała, w razie wypadku, na pasie, do którego doczepiony był miecz. Co prawda, nie za bardzo ufał swojemu refleksowi, był w stu procentach pewny, że refleks jego i jej były nie do porównania. Z pewnością była w stanie chociaż go drasnąć zanim zdążyłby zareagować. Co mi po zdolnościach szermierczych w starciu z zabójcą? Nie było wciąż pewności czy jego osąd był prawidłowy. Ciężko mu było jakoś dopuścić możliwość, że może mieć do czynienia z kimś o podobnych zamiarach jak on. Zbyt mało prawdopodobne albo raczej - trzymanie się nadziei, że może to być ktoś taki niesie ze sobą duże ryzyko bycia rozczarowanym i wziętym z zaskoczenia. Nie lubię być rozczarowany, a już na pewno wzięty z zaskoczenia. Wypadałoby wybadać w jakiś sposób teren.
- Nikt nie nauczył Cię, moja droga, że podsłuchiwanie to brzydka przywara? - dało się słyszeć nutkę rozbawienia, czającą się gdzieś pośród tych słów. Skoro ona mogła zacząć rozmowę w dosyć, hmm, luźny sposób, on mógł odbić piłeczkę i odpowiedzieć tym samym. Chociaż jego rozbawienie polegało głównie na tym, że czuł się jakby teraz tańczył mając nóż przystawiony do gardła. Taniec ze śmiercią zawsze był jakoś popularny w literaturze i innych dziedzinach sztuki. Miał nadzieję, że ta kostucha dobrze zna kroki. Na jej piękno wolał nie stawiać, aby się nie rozczarować w razie czego. - Czemu zawdzięczam sobie tę rozmowę? Czy ma pani do mnie jakąś sprawę?
Nie wychylił się jeszcze spod daszku. Nie widział powodu w utracie, tak cennej w tym momencie, osłony. Miał wewnętrzne przeczucie, że im dłużej zachowa anonimowość, tym lepiej. Istniała pewna szansa, że jego "sława" nie zawitała tam skąd przybywa do niego ta kobieta, ale nic by to nie dało gdyby okazało się, że zapamiętała jego twarz. Jestem dosyć... Charakterystyczny. Ciężko byłoby jej mnie z kimś pomylić. Jak bardzo przeklinał po cichu w tym momencie swoją "wyjątkowość", którą wcześniej tak się chełpił, a która teraz mogła być jego zgubą.
Och, losie, och, losie. W jaką grę tym razem ze mną pogrywasz?
Powrót do góry Go down
Elyse
Elyse
Oficer

Liczba postów : 6
Join date : 30/11/2016

Boczna uliczka Empty
PisanieTemat: Re: Boczna uliczka   Boczna uliczka EmptySro Gru 07, 2016 11:51 pm

Bum bum. Bum bum. Bum bum.
Serce biło jej w szaleńczym wręcz tempie i zapewne by się zaśmiała z siebie, że jeszcze wcześniej bawiło ją to, jak szybko biło serce Karczka, gdyby nie to, że jej myśli były zaprzątnięte teraz czymś zupełnie innym. Cały ten incydent z jednym z buntowników nagle umknął jej uwadze, zszedł na plan tak daleki, że niemal zapomniany. Teraz liczył się tylko i wyłącznie Pan B. Kim był? Jak się nazywał? Jakie miał zamiary?
Poza zabiciem Cesarza.
Jak chciał tego dokonać? Kiedy? Czy mogła mu pomó-...
Skarciła się w myślach. Musiała się uspokoić i to jak najprędzej. Zrobiła serię wdechów i wydechów, stopniowo normując tym wariackie tętno. W tym czasie pozwoliła mu mówić, przysłuchując się jego słowom z naganną ciekawością. Na nieistniejącą Vidę, jak on pięknie mówił o Cesarzu! Aż rozgrzał tym jej serce. Uśmiechnęła się. Znowu.
- Dokładnie o nim mówię - przytaknęła mu, idąc zgodnie z tradycją, że na zadane pytanie się odpowiada. A przecież była dobrze wychowana, dlaczego by się odrobiną kultury nie pochwalić? Minę skwasiła dopiero w momencie, w którym jej nowy rozmówca uznał, że miała niecne plany, by rozpowiedzieć jego konwersację.
Ciuś, ciuś. Nieładnie.
Za kogo on ją miał? Przecież nawet jej nie znał, dlaczego od razu stawiał na najgorszy scenariusz?
I na najbardziej logiczny?
Był ostrożny, nie mogła mu się dziwić. Zacmokała, niezadowolona, kręcąc przy tym lekko głową na boki. Efekt nie był tak ujmujący, bo tego nie widział, ale nie zamierzała się nad tym użalać. Jego strata.
- Może by uwierzył, może nie. Słowo przeciwko słowu. - Mówiąc to, podeszła bliżej do krawędzi i nachyliła się. Nie po to, by go zobaczyć, bo na to żadnych szans nie miała, ale po to, by oszacować względnie jak daleko ma do ziemi. Zaraz potem przysiadła na owym skraju i zamachała bosymi stopami w powietrzu. Była na tyle wysoko, że nawet gdyby wyciągnął do góry rękę z bronią, to nie byłby w stanie jej dosięgnąć.
No, chyba, że wyciągnąłby jakąś pikę.
Nie mogła wykluczać, że jakąś miał... prawda? Gdzieś tam schowaną, upchaną, ewentualnie w wersji składanej. Niemniej, zaryzykowała.
- Nikt też nie powiedział, że pójdę ogłosić tę wesołą nowinę całemu światu. - Wzruszyła nieznacznie ramionami. - Albo komukolwiek.
Jej wzrok znów na chwilę spoczął na srebrzystej tarczy księżyca. Teraz oświetlał ją w znacznym stopniu, ale czy z dołu Pan B miał na nią dzięki temu lepszy widok? Poniekąd na to właśnie liczyła, tak samo jak liczyła, że dzięki jej niejakiemu ujawnieniu się, on postąpi podobnie. Że wyjdzie z cienia. Że zaufa, że się odważy.
Gdy zaś z jego ust padły słowa, których się po nim spodziewała, momentalnie spojrzała w dół, gdzie zdawał się stać. Czyli gdzieś pod nią, więc w efekcie oglądała swoje własne, wiszące w powietrzu stopy.
- Nie podsłuchiwałam - wtrąciła od razu, zgodnie z prawdą. No, po części prawdą. W końcu jakby rozłożyć tę sytuację na czynniki pierwsze, to tylko otworzyła okno, nie nadstawiała specjalnie uszu, by usłyszeć o czym rozprawiają. Wymówki. - Po prostu następnym razem lepiej wybrać konkretniejsze miejsca do potajemnych spotkań...
Zamilkła na moment, a oczy zmrużyła. Uśmiech znów rozświetlił jej twarz, po czym przygryzła wargę, chcąc tym samym powstrzymać się od chichotu. Czemu to wszystko tak ją cieszyło?
Bo wreszcie, I TO ZUPEŁNYM PRZYPADKIEM!, trafiła na kogoś, kto mógł okazać się bliski jej... zamiarom?
Czy dlatego, że machała ręką nad ogniem, licząc na to, że jest szybsza i dzięki temu osłona z powietrza uchroni ją od poparzenia?
- ... bo będą następne, prawda? - dodała po chwili, nieco ciszej, ale za to wyraźnie bardziej ucieszonym, zadowolonym głosem. Niczym mała dziewczynka, która dowiedziała się, że dostanie jeszcze kilka prezentów i tylko zadawała pytania retoryczne, by nacieszyć swoje uszy potwierdzeniem. Zaraz też zastanowiła się nad tym, jak odpowiedzieć na kolejną falę jego słów. Zamiast jednak odpowiedzi, Pan B pierw mógł usłyszeć szelest, a potem świst powietrza i zobaczyć, jak coś ląduje tuż przed nim. Owy ciemny kształt chwilkę później zaczął się podnosić i prostować, a kiedy w końcu to uczynił, no to cóż - mężczyzna mógł zobaczyć Elyse w całej jej krasie. Przynajmniej poniekąd, w zależności od tego na ile pozwalały na to egipskie ciemności zaułka. Tak czy inaczej stała teraz przed nim, powoli zakładając na nogi buty.
- To zależy od tego, kim pan jest, panie...? - zapytała, unosząc na niego spojrzenie, podczas kiedy dalej mocowała się z zapięciem pantofelków. Może wydawała się bezbronna, jednak wbrew temu jej ręce w każdej chwili był gotowe znaleźć się pod sukienką i wyciągnąć z niej ostrza, gdyby zaszła taka potrzeba, ale szczerze mówiąc, pokładała wielkie nadzieje w tym, że facet okaże się kimś godnym jej towarzystwa. I rozmowy. I tego całego zachodu.
A Elyse nie lubiła się rozczarowywać.
Powrót do góry Go down
Wolfgang
Wolfgang
Lord

Liczba postów : 18
Join date : 30/11/2016

Boczna uliczka Empty
PisanieTemat: Re: Boczna uliczka   Boczna uliczka EmptyCzw Gru 08, 2016 3:06 pm

Zastanawiał się jak to wszystko wyglądało z boku, z perspektywy kogoś obcego kto patrzył na to całe zajście, o ule ktoś odważyłby się patrzeć. Bliżej nieznana dziewczyna siedzi na daszku kąpiąc się w chłodnym świetle księżyca, mówiąc do otaczającej ją ciemności. Miało to w sobie jakiś czar, tajemnicę. Musiał przyznać, że jej ciekawość była zarówno urocza, napawająca drobną dozą nadziei ale i trochę niepokoju. Takie nadmierne zainteresowanie wbrew pozorom nie zapewniało o "dobrych" intencjach. Co prawda może nie mieć nic złego na myśli... Ale lepiej być przezornym. Wysłuchał ją, analizując i rozkładając na czynniki pierwsze każde jej słowo, zmianę tonu. Wtedy zerkając odruchowo w stronę rozmówcy, zauważył... No właśnie. Na jego ustach pojawił się uśmiech i dziewczyna mogła usłyszeć ciche parsknięcie. Wyjątkowo swobodnie się czujesz, zastanawiam się czy to zaufanie, głupota czy znasz swoją siłę? Chociaż przyznać musiał, że było to na swój sposób, dosyć czarujące. Nie planował ataku, byłoby to w pewnym stopniu głupotą, zawsze mogła szybko wystosować kontratak, to że była za wysoko nie było głównym argumentem przeciw. Milczał kiedy mówiła, od czasu do czasu wydawał z siebie pomruk, tak jakby chciał żeby była świadoma, że nadal jest tutaj obecny. Nie planował ucieczki. Po co? Wyglądało na to, że może coś zyskać. Dokładnie przetrawił jej pytanie, szukając odpowiedniej odpowiedzi.
- Nie zwykłem zdradzać swoich planów losowej osobie, z którą nic mnie nie wiąże. - mruknął wymijająco. W głowie układał informacje i sortował je na te, które mógł przekazać w obecnej sytuacji. Nie mogę być szczegółowy. Jednakże właśnie wtedy do jego świadomości dotarł uradowany ton dziewczyny. To, musiał przyznać, odrobinę go polrzepiło, niewystarczająco jednak by obdarzył ją czymś więcej niż tylko zdawkowym zaufaniem. - Miejsce było bezpieczne. Twoje pojawienie się to... Wyłącznie moje niedopatrzenie i dopilnuje aby był to pojedynczy incydent. Spotkania zależą od... - tutaj urwał na moment, czy powinien kontynuować? Chyba i tak usłyszała jego imię -... Francisa. Jeśli coś ma, wyśle list i się spotkamy. To nie są przyjacielskie pogadanki, na to nie mam dla niego czasu.
Sapnął, z nieukrywanym bólem, na wspomnienie tej męczącej i nic niewnoszącej rozmowy. Nie kontynuował swoich dywagacji, uważał że powiedział aż za dużo. Choć wbrew pozorom tak mało. Cieszyła go póki co anonimowość i... Prysnęła w momencie jej lądowania. Musiał przyznać - umiejętności miała, a i wyglądu kostuchy nie mógł jej zarzucić, nawet jeśli nie była tak całkowicie dla niego widoczna. Jej drobna potyczka z pantofelkami była... Urocza, rozczulająca, usypiająca zmysły. Usypiająca zmysły? Ciężko dopuścić do siebie myśl, że ktoś kto tak niezdarnie zakłada obuwie mógłby zrobić komuś jakąś większą krzywdę. Jednakże tutaj jest taka możliwość. Smutno. Ocknął się z chwilowego zamyślenia. Wypadało w końcu jej odpowiedzieć i też się pokazać, czyż nie? Mogła usłyszeć ciche klaskanie, któremu zawtórował po chwili cichy śmiech. Wysunął się powoli, dalej tym cichym aplauzem oddając swego rodzaju "pokłon" w jej stronę. Uśmiechnął się.
- Przepiękny skok i punkt stylu za lądowanie, króliczku. - jego głos dalej miał rozbawiony wydźwięk. Nie codziennie widzi się jak ktoś od tak skacze z takiej wysokości, ląduje z gracją, a potem... Potem zakłada buty jakby nic się nie stało. Doprawdy, interesująca to za mało powiedziane. Nie planował teraz wykorzystywać okazji i zaatakować. Czy w ogóle planował wykorzystać jakąkolwiek okazję i zaatakować? Raczej nie. Nic by na tym nie zyskał. Poza większą ilością krwi na łapach i wyczyszczonym ewentualnym wrogu. Ale, po co miałby znowu brudzić ręce dosłownie? Jest wiele innych bardziej wyszukanych sposobów i mógł zostawić je na potem. Tak w razie czego. Miał na każdego taką ewentualność, na Francisa tym bardziej. Hola! Gdzie jego maniery! Ukłonił się lekko, przerywając w końcu te owacje. - Wolfgang, panienko. Na dalsze informacje o mojej personie trzeba sobie zasłużyć. Ach! A z kim ja mam przyjemność?
Kącik jego ust wciąż był lekko w górze, a dłonie wróciły w okolice pasa, tak na zaś, w razie gdyby uznała to wszystko za idealny moment na atak. W końcu - w pewnym sensie go widziała, zna jego imię, chociaż chyba tylko bogini wie ilu Wolfgangów chodzi po tej ziemi. Cóż, czy było to teraz ważne? Wracając do głównego tematu - nie miał zamiaru jej lekceważyć, nieważne na jak małą i niedoświadczoną wyglądała. Ile to razy było o dzieciach szkolonych do brutalnych zabójstw? Nie miał też pewności, że naprawdę ma do czynienia z dzieckiem. Jednak byłby zaskoczony gdyby okazała się być w jego wieku. Nonsens. Takie rzeczy nie są raczej możliwe. Chociaż kobiet nie wypada pytać o wiek... Ciekawiło go to jednak. Tak samo jak to kim była i czego tutaj szukała. Musiała być akurat w karczmie, tylko po co? Krótki pomruk zaciekawienia.
Jakie tajemnice skrywasz i czemu los doprowadził do tego spotkania?
Powrót do góry Go down
Elyse
Elyse
Oficer

Liczba postów : 6
Join date : 30/11/2016

Boczna uliczka Empty
PisanieTemat: Re: Boczna uliczka   Boczna uliczka EmptyPon Gru 12, 2016 9:14 pm

Kiedy powoli zaczynała pałać czystą nienawiścią do owych pantofelków, te jak na złość zaczęły z nią współpracować. Wszystkie paseczki zapięte, idealnie wyprostowane, ładnie leżące na stopie. Voila. Wyglądało na to, że się z nimi uporała, że nic więcej nie mogło pójść nie po jej myśli, że może się wyprostować i... Niestety. Kiedy tylko spróbowała podnieść się do pozycji normalnie stojącej, jeden z obcasów zsunął się po nierównej kostce brukowej i wylądował w szczelinie między jedną a drugą, sprawiając tym samym, że Elyse pierw zachwiała się, a potem najzwyczajniej w świecie utknęła w miejscu. Nie dawała tego po sobie jednak poznać, wszak byłaby to wyśmienita okazja Pana B do wyprowadzenia ataku, dlatego udając, że to była zwykła utrata równowagi, stanęła wreszcie na obu nogach, ciężar ciała przenosząc na tę "wolną". W tym czasie mężczyzna mówił swoje, a ona oczywiście słuchała, jak na grzeczną, kulturalną osobę przystało. Niestety słów o braku powiązania między nimi nie skomentowała, choć cisnęło jej się co nieco na usta - niemniej, byłoby to chyba zbyt odważna propozycja, by z nią tak teraz wyskakiwać. Chociaż...
Nie.
Wciąż nie wiedziała na jakim gruncie stoi, na ile może sobie pozwolić w kontakcie z owym panem. Póki co jeszcze go do siebie nie zraziła, jeszcze nie uciekał, ale kto wie czy byle ruch nie spowoduje, że cały plan pójdzie w pizdu, bo jemu coś nie przypasuje i stwierdzi, że szkoda na nią czasu?
Uśmiechnęła się delikatnie na pochwałę, a zaraz potem wręcz ją zmroziło. Czy on ją nazwał króliczkiem? Zimny dreszcz przebiegł przez jej ciało, przemknął przez całą długość pleców, sprawiając, że jej skóra zaczęła przypominać gęsią, a włos się zjeżył.
Co za niefortunny przypadek.
Przypadek? Pokręciła lekko głową, naprawdę nieznacznie, tak, że pewnie nawet tego nie dostrzegł, odganiając tym gestem od siebie wszelkie myśli, które teraz zaczęły się kłębić w jej głowie. Liczne wspomnienia, o których dawno zapomniała, a które rozbudziły w jej sercu na nowo dziwne uczucie żalu. Zagryzła wargę, przełykając ślinę.
To nie czas ani miejsce na sentymenty.
Przypominając sobie jego słowa, zacmokała.
- Ciemne uliczki nigdy nie są bezpieczne - odburknęła, jak gdyby urażona, że ten zapomniał o czymś tak oczywistym. Nie chciała go jednak urazić, dlatego posłała mu uśmiech. Delikatny, ale ciepły. Dziwnie wręcz życzliwy. - Jak to zrobisz? Zamkniesz karczmę? Nie możesz zakazać ludziom otwierania okien w przybytku...
Tu zatrzymała się na chwilę, a jej mina, o ile widoczna, wyraźnie zdradzała zamyślenie. Chwilę potem jej wyraz zmienił się na taki, który jawnie sugerował, że na coś wpadła, że jakaś myśl ją olśniła. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Chyba, że masz władzę.
Tym razem jej uśmiech wyraźnie mówił, że wie. Wie o tym, że jest kimś, kto ma albo takie znajomości albo taką ilość złota, że mógłby to uczynić z palcem w du- czterech literach. Dodając do tego to, jaką aurę wokół siebie roztaczał, jego postawę oraz to, jaki respekt i strach budził w biednym Francisie... Wszystko mówiło samo za siebie, a to dawało jej niejaką przewagę nad nim, sprawiało, że była ten krok przed nim. Oczywiście nie zamierzała tego wykorzystywać pod żadnym pozorem, no chyba, że by ją do tego zmusił. Szczerze liczyła jednak na to, że nigdy do tego nie dojdzie.
- Wolfgang - powtórzyła za nim, może żeby lepiej to sobie zakodować w głowie, a może ot tak, dla zabawy, by usłyszeć, jak brzmi jego imię wypowiedziane przez nią samą. Musiała przyznać, że całkiem do niego pasowało. Było idealne dla tak.. eleganckiej, dystyngowanej osoby. - A czym można sobie na to zasłużyć?
Nie ukrywała, że ją zaciekawił. Piekielnie zaciekawił. Tak bardzo, że wyleciało jej z głowy, by się przedstawić. Szybko się jednak zreflektowała i złapała po bokach materiał sukienki, unosząc ją nieznacznie do góry. Do oddania pełni teatralności chciała jeszcze się ukłonić, odsuwając jedną z nóg do tyłu, ale.. no cóż. Było to dość niekomfortowe z obcasem pantofelka zagnieżdżonym pomiędzy brukowymi kostkami, dlatego zdecydowała się ostatecznie na delikatny ukłon.
- Elyse, proszę pana.
Zdziwiła samą siebie, nie kłamiąc. Doprawdy, dlaczego zdecydowała się wyjawić swoje prawdziwe imię? Prostując się, zwilżyła wargi czubkiem języka. Zimny powiew wiatru sprawił, że zadrżała i dopiero teraz zorientowała się, że buzująca w krwi adrenalina zaburzyła jej odczucie temperatury. Zadrżała ponownie, tym razem odczuwając skutki braku płaszcza. Niemniej, nie pisnęła ani słowa, a dzielnie stała w tym samym miejscu, kręcąc co jakiś czas tą stopą, której but utknął, licząc na to, że dzięki temu jakoś się uwolni.
Powrót do góry Go down
Wolfgang
Wolfgang
Lord

Liczba postów : 18
Join date : 30/11/2016

Boczna uliczka Empty
PisanieTemat: Re: Boczna uliczka   Boczna uliczka EmptyPon Gru 12, 2016 11:21 pm

Bacznie obserwował jej ruchy, czy to próbując wyczytać jakiekolwiek wrogie intencje i nadchodzący atak, czy to aby po prostu zaspokoić ciekawość, która mąciła jego myśli w wyjątkowo nachalny sposób. Kim jest? Skąd jest? Po co tutaj jest? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi... I tak niedogonne warunki rozmowy. Tak, powinien pomyśleć nad zmianą otoczenia. Prowizorycznie zerknął do góry, czy przypadkiem nie czeka na niego kolejna spadająca z nieba dziewczyna. O ironio. Nie dostrzegł raczej niczego ciekawego. Dopiero po chwili doszło do niego znaczenie słów, które przemknęły mu przez głowę. Ciekawe czy ta spadająca gwiazdka przyniesie mi chwałę, czy zgubę. Zamruczał pod nosem zadowolony, wracając w końcu do rzeczywistości i przypatrywania się drobnej istocie przed nim. Choć wydaje się, że każda kobieta powinna poruszać się z gracją, wręcz być jedną wielką gracją, tak tutaj... W żadnym wypadku. Parsknął cicho. Jego brew powędrowała nieco do góry słysząc jej odpowiedź, a na dokończenie drugiego zdania się uśmiechnął.
- Uliczki są bezpieczne, trzeba tylko wiedzieć kiedy. - mówił powoli i spokojnie, jak do dziecka. Takowe mu w sumie przypominała w tym momencie, czy to aparycją, czy typowo dziecinnym nadąsanym burknięciu. Och jak uroczo się teraz uśmiechała! Skarbie, nie nabierzesz mnie tak łatwo, a nawet jeśli naprawdę wiesz - nic nie zyskasz. Nie miał zamiaru psuć jej zabawy, w końcu bawił się równie dobrze jak ona, a ten cały dreszczyk tajemnicy "wie, czy nie wie?" tylko wszystko zaostrzał! Adrenalina to taki wspaniały narkotyk. Wiedział, że ta żądza wiedzy, dreszczyku emocji, czegoś nowego w tym smutnym, lordowskim życiu, może go zgubić. Bardzo łatwo, łatwiej niż żądza władzy. - Władzę, powiadasz. Chciałbym.
Ostatnie słowo wymówił powoli, niczym kot leniwie wydający z siebie pomruk na widok podsuwanego mu smakołyku. To co teraz miał to był jedynie malutki, bardzo malutki szczątek władzy. Chociaż... W jego rękach dorastało to do znacznie większych i wspanialszych rozmiarów. Każdy intrygant byłby pod wrażeniem. Uśmiechem skomentował powtórzenie jego imienia. Bawisz się nim? Ostrożnie, króliczku. To tylko imię, ale nawet imieniem bym się na twoim miejscu nie bawił.
- Zasłużyć... - zamyślił się na moment - Zasłużyć można na wiele sposobów, ale jaka byłaby z tego zabawa gdybym podsunął Ci jakiś pomysł?
Uśmiech nie odstępował go nawet na krok. Interpretować jego słowa mogła jak tylko chciała, było wiele możliwości. Jaki sposób wybierzesz ty? Tyle pytań, tyle pytań i żadnej odpowiedzi! Teatralny gest, choć nieudany z nieznanych mu przyczyn, był czarujący w swojej nieporadności! Niemniej jednak, trzymanie panny na mrozie było strasznym brakiem klasy z jego strony, za co zganił się natychmiastowo, zauważywszy pierwsze oznaki doskwierającego dziewczynie chłodu. Wydał z siebie cichy pomruk "och, no tak!" i szybko naprawił swój błąd, zdejmując płaszcz i narzucając go na ramiona dziewczęcia. Dostrzegł też wtedy całkowitym przypadkiem drobny problem, z którym się borykała. Nie wyglądało to na coś co nie wymagałoby... Ryzyko jest duże, ale zaufanie rodzi zaufanie, czyż nie? Przykucnąwszy lekko i mamrotając ciche przeprosiny, ujął jej nogę z zaklinowanym pantofelkiem oraz wcześniej wspominianego winowajcę, z odrobiną siły i sprytu udało mu się ją uwolnić, po czym postawił jej nogę w "bezpieczniejszym" miejscu. Wyprostował się, racząc ją kolejnym uśmiechem i lekko wysunął w jej stronę przedramie.
- Pozwól jednak, panno o niezwykle słodkim imieniu, że odrobinę Ci to zadanie... Ułatwię. - odniósł się do swoich wcześniejszych słów, zerkając jeszcze z lewa, z prawa czy ki licho nie przyprowadziło tutaj kogoś - Zapraszam Cię do siebie na rozmowę. Zaciekaw mnie sobą, a być może dojdziemy do porozumienia. Oczywiście będzie tam cieplej, przytulniej, niż... Tutaj. Krzywda żadna Cię nie spotka. Nie mam zamiaru brudzić dywanu.
Odczekał chwilę aż podejmie decyzje, po czym poprowadził ją, zziębniętego króliczka, prosto do wilczej nory, tam gdzie miał władzę absolutną, jego słowo było prawem, a ten kto przestąpywał próg mógł już nigdy nie wrócić. Nawet jeśli zapewniał, że nie zamierza brudzić dywanu... Nie wspomniał którego.


[z/t x2]
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Boczna uliczka Empty
PisanieTemat: Re: Boczna uliczka   Boczna uliczka Empty

Powrót do góry Go down
 
Boczna uliczka
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Nyralia :: Nyralia :: Den-
Skocz do: